czwartek, 23 sierpnia 2012

Daemon's Tears Rozdział I.2. cz.1

2.Ten chłopak jest najbardziej irytującą osobą na świecie!
(Melisa)
Zawsze sądziłam, że chłopak, w którym się zakocham,
będzie przystojny, miły, opiekuńczy itd.
Osoba, którą spotkałam tego feralnego dnia, na pierwszy rzut
oka nie tylko miała z moim ideałem niewiele wspólnego,
ale również napawała mnie lękiem.
A jednak pomimo to właśnie dla niej moje serce zabiło mocniej.
Miłość jest jednak jednym wielkim szaleństwem...
Stał oparty o białą, nudną ścianę szkoły, którą to uznałam za
niesamowicie obrzydliwą już choćby tylko dlatego, że budowała
i pozwalała stać temu „miejscu kaźni”, i patrzył gdzieś przed sie-
bie. Jego wzrok utkwiony był w dal, odniosłam wrażenie, że za-
patrzył się w las, chociaż z drugiej strony nie jestem pewna, czy w
ogóle go dostrzegł. Na pierwszy rzut oka wyglądał na nieobecne-
go, choć tak naprawdę założę się, że zauważał każdy mój ruch,
nawet ten najdrobniejszy. Nie wiem, skąd się wzięło to moje
przeświadczenie, że spoglądał na co innego, o czym innym
myślał, a już na czymś całkiem innym się skupiał, przy okazji
dziwnym zbiegiem okoliczność tym „czymś całkiem innym” we
własnych wyobrażeniach miałam być ja.
W żadnym wypadku nie można było nazwać go przystoj-
nym, był raczej piękny. Delikatne, nieco nawet dziewczęce rysy
twarzy sprawiały, że nie dało się go zapomnieć, a ciemnozielone
nieprzeniknione oczy nadawały tajemniczości jego spojrzeniu.
Ubrany był na czarno, w coś, czego nie umiem ani nazwać ani na-
wet dobrze opisać. Wiatr rozwiewał to coś, może płaszcz, spra-
wiając dosyć dziwaczne, choć nie przeczę, całkiem niesamowite,
wrażenie. Strój i zachowanie chłopaka w ogóle zwracały dużą
uwagę. Nie zdawał się być człowiekiem, którego obchodzi opinia
innych; fakt, że praktycznie wszyscy się na niego gapili, najwyr-
aźniej zupełnie go nie wzruszał.
Czułam się dziwnie, jakbym już kiedyś go spotkała, a choć na
pierwszy rzut oka, głównie przez swoja ignorancję i wyraźne znu-
dzenie na pięknej twarzy, wydał mi się osobą arogancką, jakoś
nie potrafiłam myśleć o nim źle. Trochę mu nawet współczułam.
Jakby na to nie spojrzeć, był troszkę jak król lew wskakujący do
kreskówki o Batmanie. Nie wiem, dlaczego tak, a nie odwrotnie,
może dlatego, że wydał mi się taki, cóż, królewski, a może zwy-
czajnie nie chciałam, żeby przypadła mi rola zwierzątka spędzają-
cego czas z guźcem miewającym specyficzne dolegliwości w zbyt
dużym ścisku.
Gdy podeszłam bliżej, przyjrzał mi się uważnie, lecz bez zbęd-
nego zainteresowania. Jego spojrzenie było zimne i przenikliwe,
ale nie dostrzegłam w nim wściekłości czy nienawiści, wyglądało
na to, że był nastawiony całkowicie obojętnie do mojej osoby.
Muszę przyznać, niesłychanie mnie to irytowało, a przecież było
czymś naturalnym. Trudno się w końcu spodziewać, żeby ktoś
taki jak on poświęcał uwagę komuś, kogo w ogóle nie zna i nigdy
w życiu nie widział na oczy. A mimo to czułam coś jakby ogromne
rozczarowanie.
Minęłam go, po czym weszłam do budynku, spokojnie, bez
większego pośpiechu, ukrywając nawet przed samą sobą dziwny
lęk i niepokój, które ogarnęły mnie w chwili, gdy przechodząc
obok niemal dotknęłam jago ręki.
Kiedy weszłam do klasy, dowiedziałam się, że cała szkoła
mówi o tajemniczym nieznajomym, który pojawił się jak znikąd,
a następnie tak samo gdzieś przepadł. Ucieszyłam się na wieść, że
znikł. To nieuzasadnione niczym przerażenie dotyczące jego osoby
było zapewne tylko paranoją idiotki, ale czułam w nim coś niepo-
kojącego i przestało się dla mnie liczyć, czy ma to jakikolwiek sens
czy też nie. Usiadłam więc w ławce nawet nie spojrzawszy na ko-
leżanki, bądźmy szczerzy, niewiele dla mnie znaczące, i otwo-
rzywszy książkę, starałam się słuchać wywodu nauczycielki, któ-
ra weszła do klasy tuż za mną.
Siedząc na tej śmiertelnie nudnej lekcji historii kilkakrotnie
złapałam się na tym, że rozmyślam o tajemniczym nieznajomym.
A co było najbardziej przerażające, moje myśli wcale nie dotyczy-
ły strachu przed nim czy też pragnienia, by więcej go nie ujrzeć,
tylko właśnie wręcz przeciwnie. Te przepiękne oczy, które mo-
głam określić tylko jako malachitowe, gdyż przypominały mi mój
wisiorek zrobiony z tegoż kamienia, utkwiły mi naprawdę głębo-
ko w pamięci i mimo wielu żmudnych prób wymazania ich, po-
niosłam pełnowymiarową klęskę.
Z niezwykłym uporem jego obraz stawał mi ciągle przed oczami.
Próbowałam się skupić na lekcji, ale całkiem bezskutecznie.
Cóż, może to akurat nie było niczym nowym, jeszcze jak żyję nig-
dy się nie zdarzyło, aby zainteresowała mnie historia.
Zawsze byłam za to ciekawska i gdy coś mnie akurat zaintrygo-
wało, nie bardzo mogłam myśleć o czymś innym, a ten niezwykły
chłopak mnie ciekawił i to bardziej niż kiedykolwiek bym się
przyznała. Wstałam więc i przerwałam nauczycielce „monolog” –
cóż, uczniowie na pierwszej lekcji, tuż po 8 rano, nie są zwykle
zbyt aktywni, nie żeby o innych porach mieli jakieś pojęcie o
historii, ale o tak wczesnej to w ogóle nie ma się co wysilać.
– Przepraszam, słabo się czuje, mogę wyjść na świeże powietrze,
choć na chwilkę? – zapytałam słabo. Mogłabym zostać aktorką,
gdybym tylko tego chciała. Ukazuję się być całkiem niezła w tym
fachu, że już nie wspomnę o jasnej cerze, która bywa moim do-
datkowym atutem, jeśli trzeba akurat grać bliską omdlenia. Gdy
skóra ma jasny odcień, często trudno ocenić, czy ktoś nagle
zbladł, czy też po prostu zawsze taki jest, to ułatwia zadanie i wy-
gląda dramatyczniej.
– Słabo ci? – spytała nauczycielka nerwowo.
– Tak – odrzekłam cichutko.
– Dobrze, wyjdź. Może ktoś powinien pójść z tobą?
– Nie, nie trzeba, dam radę, proszę sobie nie przeszkadzać – powie-
działam spokojnie i powoli skierowałam się do drzwi.
Warto zwrócić uwagę, że pracownicy szkoły nie lubią, gdy uczen-
nice mdleją im na lekcjach, więc jeżeli któraś z nich proponuje im,
że tego nie zrobi, jeśli wypuszczą ją na chwilkę z klasy, raczej bez
oporów się zgadzają. Oczywiście to zależy też od opinii takowej
dziewczyny. Ja, na przykład, jestem uważana przez nauczycieli, za
niemal ideał, wiecznie miła, grzeczna, poukładana, nic dodać, nic
ująć, wzór do naśladowania. Prawda jest jednak nieco inna.
Szczerze, to gdyby tak się w to dalej zgłębiać, zamiast białych
skrzydełek, powinno się mi raczej przypisać różki, ale w tym już
moja głowa, żeby nikt o tym nie wiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz